W tym roku Akademia przyznała Oscara za najlepszy film obrazowi w reżyserii Kathryn Bigelow. Nie był to z resztą jedyny Oscar jaki The Hurt Locker otrzymał. Zdobył on jeszcze pięć statuetek w tym również za reżyserię właśnie.
Wojna w Iraku. Dowództwo nad oddziałem saperów obejmuje sierżant James. W porównaniu ze swoim poprzednikiem jest on raczej nieobliczalny i często zaskakuje podwładnych swoimi poczynaniami. Wydaje się, że James zbytnio nie przejmuje się ryzykiem towarzyszącym jego pracy i dość lekko podchodzi on do swoich obowiązków.
Już na samym początku mogę powiedzieć, że The Hurt Locker oglądało mi się bardzo dobrze. Na pewno jest to ciekawy film, ale że na tyle wyjątkowy, żeby zdobyć Oscara za najlepszy film, to tego bym nie powiedziała. Co mi się podobało, to sposób w jaki ten obraz trzyma cały czas napięcie. Nie ma tutaj widowiskowych potyczek, strzelania czy akcji, a mimo to nie nudziłam się ani przez moment, ponieważ świetnie pokazane są kolejne sceny rozbrajania bomb czy pocisków. Co również mi się podobało, to to, że w filmie tym właściwie nie ma jednej linii fabularnej - cała historia to jakby zlepek, ale dobrze zrealizowany, epizodów z "normalnych" dni żołnierzy z jednostki saperów i ich akcji w terenie. Sposób filmowania, nieco w stylu dokumentu, często z bliskimi kadrami, pozwala widzowi na poczucie współuczestniczenia w tych akcjach i jednocześnie poznania głównych bohaterów, szczególnie sierżanta Jamesa. I to właśnie ukazanie głównego bohatera, jako człowieka uzależnionego od adrenaliny i tym samym od wojny jest tym, co wyróżnia ten film od innych obrazów wojennych. James potrafi zaryzykować nie tylko swoje życie, ale również życie swoich kolegów, po to tylko by poczuć choć trochę napięcia.
Ogólnie mówiąc The Hurt Locker jest filmem ciekawym, dobrze zrealizowanym, nieco innym od większości filmów wojennych. Ale według mnie na Oscara w kategorii najlepszy film roku nie zasługiwał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz