sobota, 2 października 2010

OTO JEST GŁOWA ZDRAJCY / A Man For All Seasons

Byłam bardzo ciekawa tego filmu, chociażby z tego powodu, że zdobywając Oskara w roku 1967 pokonał fasynujący i dzisiaj " Kto się boi Wirginii Woolf" a za temat obrał sobie życie św. Tomasza Morusa. Historia Henryka VIII i jego sześciu żon była i pozostaje fantastycznym materiałem dramatycznym dla literatury i sceny, a obecnie niezwykle  popularny serial  "Tudorzy"  korzysta zeń pełnymi garściami. Rozważania na temat  przyczyn odejścia Anglii od kościoła rzymskokatolickiego stoją zwykle na drugim planie, a autorzy chętnie koncentrują sią na postaci króla zatroskanego brakiem dziedzica, seksualnie niespełnionego czy opętanego chęcia władzy abolutnej niezbyt do końca przejmując się faktami historycznymi.

Nie w tym filmie. Tytułowy "Człowiek na każdą porę roku" (tak brzmi orginalny tytuł filmu, przejęty dosłownie i w niemieckim tłumaczeniu) to św.Tomasz Morus ( Thomas Moore) i to wokół jego życia toczy się ta adaptacja sztuki teatralnej Roberta Bolta. Sam Henryk VIII  pojawia sią tylko raz i jako gość - w królewskim przepychu i z orszakiem, olśniewający, władczy, pragnący przekonać swojego gospodarza  Morusa do swoich nowych  planów małżeńskich. Dla posiadania dziedzica gotów jest unieważnić swoje małżeństwo z Katarzyną Aragońską, niepewien "Boskiej słuszności" związku z wdową po własnym bracie. Wsparcie Morusa miałoby wielkie znaczenie i moralne i polityczne. Niestety, przy oficjalnym powitaniu król wysiadając z łodzi zanurza się w błocie aż po kostki i mimo, że zmieszanie pokrywa  jowialnym śmiechem, to jego zabrudzone buty symbolicznie dyskredytują go (najbardziej we własnych oczach) w dyskusji z Tomaszem., w której  panowie mimo okazywanego sobie szacunku ostatecznie nie uzyskują porozumienia. Dla Tomasza Morusa dyspensa papieska rozwiewa wszelkie wątpliwości co do "Boskiej słuszności" królewskiego małżeństwa, toteż niezadowolony król decyduje się na wczesniejszy odjazd.
Historyczną  zagadką pozostaje decyzja Henryka VII mianowania niedługo później  Morusa  kanclerzem Anglii. Tomasz nominację przyjął i dzisiaj  możemy tylko spekulować, czy każdy z nich miał nadzieję przekonać drugiego do własnego stanowiska. Kiedy trzy lata później Henryk obwoła się głową Kościoła, Tomasz zrezygnuje z godności kanclerza i będzie unikać jakichkolwiek oficjalnych deklaracji. Przymuszony do podpisania  aktu sukcesyjnego zawierającego sformułowania stawiające Henryka ponad papieża odmówi, za co zostanie ostatecznie skazany na karę śmierci. Jego płomienna przemowa w sądzie jest punktem kulminacyjnym filmu.

I właśnie na dysputach i argumentacjach słownych opiera się ten film, z dzisiejszego punktu widzenia skonstruowany niemalże statycznie. Filmy współczesne budują emocje dużo bardziej za pomocą obrazów i gestów  pozostawiając słowom rolę celnych sformułowań czy puent. I chociaż sloganem reklamowym "Oto jest głowa zdrajcy"  było zdanie: "jego milczenie miało większą siłę niż wszelkie słowa", nie należy go absolutnie odnosić do samego filmu :)
Dylemat sumienia, ingerowanie instytucji politycznych w sprawy wiary, czy istytucji religijnych w systemy polityczne w czasach braku rozdziału państwa od Kościoła są tutaj pokazane bez jakiejkowiek demagogii i myślenia białoczarnego, a autorzy stawiają  uniwersalne pytanie, czy  milczenie wobec zła jest jednoznaczne z cichą zgodą nań i przyzwoleniem.

Swietna lekcja historii i etyki. Gorąco polecam.

Oskary za najlepszy film, reżyserię, główną rolę męską, scenariusz,  kostiumy, zdjęcia, (podobny obfity deszcz nagród Bafty i Złotego Globu) są jak najbardziej zrozumiałe, chociaż rozumiem  rozczarowanie miłośników Antonioniego (kandydował do nagrody za najlepszą reżyserię za "Zbliżenie" w tym samym roku) czy właśnie "Kto się boi Wirginii Woolf". Tak to jest z Oskarami...

Do rozmowy zapraszam też na bloga: http://moje-pemberley.blogspot.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz